wtorek, 23 grudnia 2014

Od Gabrielle CD. Novy

 -Pani profesor-zaczęłam, wstając-owszem, spóźniłam się na zielarstwo, ale pragnę zauważyć, że byłam wtedy w toalecie...
 -KŁAMIE-wrzasnął Filch. Wyciągnął drżący, okupcony palec, wskazując na mnie. Zachowałam spokój.
 -Gabrielle, pokaż ręce-zażądała profesor Mcgonagall. Wyciągnęłam dłonie. Były czyste. Filch przysunął je do siebie i powąchał.
-Pachną mydłem dyniowym, pani profesor-powiedział speszony.
 -Jeżeli ktoś mi nie wierzy, mogę iść z panią profesor do łazienki Jęczącej Marty.
 -Przecież nik tam nie chodzi, smarkulo!-kontynuował Filch.
 -Ten duch jest moją przyjaciółką. Zakolegowałam się z nią na pierwszym roku.
 -No dobrze... Myślę, że Nova rzeczywiście nie ma z tym nic wspólnego... Była na zielarstwie od początku. Ale i tak, Ether, Prewett, za mną-rozkazała nasza opiekunka. Ruszyłyśmy do owej łazienki. Miałam argumenty po swojej stronie. Zanim poszłam na lekcję, pobiegłam do łazienki Jęczącej Marty. Brud z dłoni wytarłam w dywan, wystarczyło zmyć smród. Udawałam, że się załatwiam i poszłam umyć ręce. Wmaszerowałyśmy do ,,obozu" Marty.
 -Ooo, pani profesor. Gabrielle, co u ciebie, kochana!-wykrzyknęła duszka. Lubiła mnie, bo często żaliłam się jej, a ona mi.
 -Marto, mogłabyś powiedzieć czy była tu Gabrielle? Dzisiaj? Przed chwilą?
 -Żadnego przywitania z biedną Martą, co ja kogo obchodzę? Taka smętna brzydka okularnica, która już nie żyje!
 -Marto, mnie obchodzisz!-krzyknęłam
 -Tak, jedną Gabrielle. Lepiej rzucać we mnie książkami!
 -Marto, proszę powiedz pani profesor, odpowiedz na jej pytanie!-powiedziałam, z prośbą w głosie.
 Duszek popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
 -Byłaś przecież. Przyszłaś tu w wiadomym celu, zrobiłaś co musiałaś i wyszłaś.
 -Dziękuję Marto, chyba już wszystko wiem-orzekła profesor Mcgonagall-panie Filch, nie mamy dowodu na winę Ether. Widział ją pan chociaż?
 -Nie, ale wiem, że to na pewno ona!-wrzasnął Filch. Oczy naszły mu krwią i wyszły z orbit.
 -Dziewczynki, na lekcję-rozkazała nam nasza opiekunka. Wyszłyśmy na błonia. Zmierzałyśmy w stronę szklarni. Upewniłam się, że nikt za nami nie idzie i wybuchnęłam śmiechem.
 <Nova?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz