Wyjęłam plan zajęć. Weszłyśmy do Wielkiej Sali. Usiadłam koło nowy, nadal analizując moje lekcje w ten piękny, poniedziałkowy dzień.
-Też mam historię-powiedziałam, nakładając sobie tłuczonych ziemniaków-potem numerologię, potem ONMZ. I koniec.
-Fajnie, mam to samo-stwierdziła moja nowa znajoma. Ja nadal siedziałam nad zeszytem, na ślepo nakładając sobie kurczaka. Nagle poczułam kropelki wody na twarzy. To Nikel przyniosła list. Zdziwiłam się, że nie zrobiła tego podczas śniadania. Wzięłam moją sowę na przed ramię. Była cała mokra-cóż, nic dziwnego, na dworze lało. Odkroiłam jej kawałek kurczaka i włożyłam do dzioba. Należało się jej. Kochany ptaszor. Odwiązałam dwa listy z jej nóżek. Jeden był z pieczątką Hogwartu, a drugi od moich rodziców. Otworzyłam najpierw oficjalne pismo-przypomnienie o pełni Księżyca, bla, bla bla, prosimy o pobyt we Wrzeszczącej chacie, sratatata ecie-pecie, but w klozecie. Zabrałam się za moją rodzinę. Pytali co tam u mnie, życzyli dobrych ocen, Kalie marudziła na pracę w Świętym Mungu. Oba listy złożyłam i wsadziłam do kieszeni szaty. Nikel była zmęczona, przymrużyła oczy. Posadziłam ją sobie na ramieniu i zaczęłam jeść obiad.
-Co ci tam pisali?-zainteresowała się Nova.
-A, nic-odpowiedziałam z ustami pełnymi ziemniaków. Nie chciałam, aby ktoś się dowiedział o moim wilkołactwie. Moja koleżanka sięgnęła do mojego ramienia i popieściła śpiącą sowę. Nikel wcisnęła głowę głębiej w skrzydła.
<Nova?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz