Przechadzałam się błoniami. Były całkowicie ośnieżone. W trakcie przerwy świątecznej szkołą jest pusta. Bardzo pusta... Z nadzieją na znalezienie kogoś znajomego powróciłam do budynku szkoły. Skierowałam się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Byłoby wspaniale, gdyby nie grupka ślizgonów ze starszego rocznika...
-Cześć. -zagadał jeden z nich na pozór przyjaźnie -Gdzie idziesz?
-Nie towja sprawa. -warknęłam.
-Uuu... -zabuczęli wszyscy.
-Patrzcie no -odezwał się prowokator- piesek szczeka.
Przestarszyłam się. Czyżby wiedział o mojej tajemnicy? Nie... to niemożliwe.... tylko Profesor Mcgonagall o tym wie. Teraz jednak miałam inne problemy na głowie.
Ślizgon chwycił mnie za kołnierz i przywarł do ściany. Spodziewałam się uderzenia, lub czegoś podobnego. Usłyszałam jednak głos.
-Hej! Zostawcie ją! -krzyknęła jakaś dziewczyna.
O dziwo, ślizgoni posłuchali się jej. Chłopak puścił mnie i odszedł razem z resztą w przeciwnym kierunku. Wstałam, otrzepałam się i odwróciłam w stronę mojego "wybawcy", aby podziękować mu za ratunek.
-Dzięki. -mruknęłam. Chcąc być miła, co u mnie rzadko się zdarza, dodałam - Mam na imię Issei.
Wyciągnęłam rękę do dziewczyny.
Ktośku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz